Gwatemala, laguny i płonące wulkany

Poranek nad jeziorem Laguna Lachua
Nasz minibus wjeżdża w głęboką kałużę wapienną. Wewnątrz pojazdu robi się ciemno i ogranicza to widoczność do zera. Zatrzymujemy się, aby umyć przednią szybę. Jeszcze tylko parę godzin jazdy po wertepach. Miasteczko Flores znajduje się w północnej części Gwatemali. Mijając kolorowe budynki i wąskie, brukowane uliczki odnajdujemy hostel "Los Amigos". Przyjemne miejsce, pełen chillout, ludzie z całego świata, hamaki, drinki i desery owocowe licuados de frutas.
Z samego rana wyruszamy do Tikal zobaczyć ruiny Majów. Szkoda, że mgła i deszcz ograniczają widoczność. Będąc tutaj można łatwo wyobrazić sobie i poczuć klimat cywilizacji żyjącej tu parę tysięcy lat temu. Imponujące świątynie, budynki mieszkalne oraz plaza, czyli główny rynek, tętniące życiem miejsce regularnych spotkań mieszkańców. Dziś są tu już tylko skaczące po konarach drzew małpy. No może nie tylko; spoglądając pod nogi udaje nam się jeszcze wypatrzyć małą tarantulę.

Ruiny Majów w Tikal, Gwatemala
Trzy autobusy, dwie riksze, przeprawa przez rzekę, łącznie dziesięć godzin w trasie i jesteśmy w rejonie Chemuc Champey. Znajdujemy nocleg w el Retiro, malowniczo położonym ecolodge nad wypływającą z jaskiń rzeką Cohabon. Mamy do wyboru hamaki, namiot lub jedną z palapas (palapa (hiszp.) to drewniana strzecha zadaszona suszonymi liśćmi palmowymi). Codziennie punktualnie o zmroku tysiące nietoperzy wylatuje na łowy z jaskiń las Grutas de Lanquin. Chodząc po jaskini na własną rękę trzeba uważać, aby się nie poślizgnąć. Utrzymuje się wysoki poziom wilgoci, jest dużo błota i miejscami bardzo ślisko. Przy odrobinie fantazji bez problemu można się zgubić, jaskinia ta nie została jeszcze w pełni odkryta przez speleologów.
Znajomy Włoch Matteo zachęca, aby razem z nim pojechać do położonego w dżungli jeziora Laguna Lachua. Docieramy nad przepiękny akwen wodny pochodzenia meteorytowego. Krystalicznie czysta woda ma dwadzieścia osiem stopni, a w krajobraz wkomponowane są zanurzone skałki kraterowe. Wstajemy o świcie i podziwiamy niepowtarzalny widok, cisza i spokój, delikatnie przeplatane subtelnymi odgłosami dobiegającymi z otaczającej nas dżungli. Idealnie gładka tafla wody zostaje momentalnie zakłócona przez skok na główkę ze skały pumeksowo-kraterowej. Zaczyna się nowy, piękny dzień!

Tradycyjne gwatemalskie stroje
Guatemala City, jak większość molochów, nie robi dobrego wrażenia, ale już pod wieczór przenosimy się do Antigui, kolonialnego miasta usytuowanego w cieniu trzech wulkanów. Okazuje się, że Antigua jest na prawdę urokliwym miejscem, z tego względu zostajemy tu parę dni dłużej niż planowaliśmy. Zwiedzając Antiguę warto spędzić trochę czasu w tutejszych parkach, posiedzieć na zacienionych ławkach z widokiem na fontanny i leniwie spoglądać na równie leniwie toczące się lokalne życie. To ostatnie staje się witalne i pełne wrzawy dopiero, gdy przejdziemy się na targowisko. A na targu możemy znaleźć dosłownie wszystko, od żywych kurczaków, przez suszone ryby, tusze wieprzowe do najprzeróżniejszych odmian owoców egzotycznych. Produkty są bardzo tanie, a dodatkowo pomaga nam to co najważniejsze dotyczące targowisk – jak sama nazwa wskazuje, można się targować!

Lawa na wulkanie Pacaya
Pacaya to aktywny wulkan, jeden z kilku w bezpośrednim sąsiedztwie Antigui. Ciekawą atrakcją jest poczuć żar gorącej, płynnej magmy pod stopami. Ta ciekła masa nieustannie się przemieszcza, po jakimś czasie stygnie z wierzchu i tworzy skorupę, dzięki czemu w niektórych miejscach (gorących, ale jeszcze nie topiących podeszwy) można stąpać. Oczywiście do momentu nowej erupcji, które zdarzają się stosunkowo często. Mamy dziś chłodny wieczór, ale odnoszę wrażenie jakby ktoś wsadził mnie do wielkiego piekarnika! Wystarczy wetknąć kij w szczelinę skorupy, aby ten błyskawicznie się rozpalił.
Trudno wstać o czwartej rano, ale niestety o tej godzinie przyjeżdża minibus, który zabierze nas do Copán, miejscowości położonej kawałek za granicą gwatemalsko-honduraską. Różnie to bywa z tym transportem w Gwatemali. I tym razem nie obeszło się bez przygód. Na trasie zerwała się linka hamulcowa, przez co całkowicie wysiadły nam hamulce, więc mogliśmy już tylko liczyć na szczęście. Mówimy kierowcy "just drive slowly". Jedziemy więc powoli, udaje się idealnie wymierzyć prędkość i auto samo się zatrzymuje przy położonym kilka kilometrów dalej serwisie samochodowym. Po naprawie kierowca zabiera nas na kawę i śniadanie. Po paru godzinach dojeżdżamy do Hondurasu i po raz kolejny pojawia się to ekscytujące pytanie. Co nas czeka w tym kraju?
Parę ciekawostek:

Mrówki giganty
- lokalne autobusy są strasznie zapchane i nie ma takiego pojęcia jak brak miejsc
- Gallo to jedno z najlepszych piw w całej Ameryce Środkowej
- w barach i restauracjach często napotkamy na live-show artystów grających na cymbałkach, jednym z narodowych instrumentów
- Gwatemala słynie z przemysłu tekstylnego, na wszystkich targowiskach spotkamy wysokiej jakości, kolorowe i stylowe produkty
- sprzedawane na targowiskach produkty tekstylne prawie zawsze mają metkę hecho en Guatemala (wyprodukowano w Gwatemali) – żadne "Made in China"
Cuanto cuesta?
licuados de frutas con leche (desery owocowe z mlekiem, przeróżne smaki): $2
wstęp i nocleg w Laguna Lachua: $8
przeprawa łódką przez rzekę: $0.3
taxi riksza po mieście: $0.5
t-shirt na targowisku: $3
dojazd i wstęp do ruin Tikal: $14
wycieczka na aktywny wulkan: $7 + $5 (wstęp)
piwo na imprezie w Antigui: $2-$3